Zaczęło się od nosidełka. Właściwie od przeczytania jakiegoś artykułu, z którego wynikało, że nosidła można używać także przy starszych dzieciach, niekoniecznie tylko przy najmniejszych Dziabągach. Zaczęłam więc szukać w internecie odpowiedniego nosidełka, trafiłam na sklep internetowy. Nie chciałam jednak kupować w ciemno, zależało mi na tym, by najpierw go obejrzeć, przymierzyć, toteż zaczęłam sprawdzać, kto w Trójmieście zajmuje się sprzedażą interesującego mnie modelu. Znalazłam dwa sklepy, ale tak naprawdę zainteresował mnie jeden, gdyż poza ofertą nosideł, chust i innych akcesoriów dla dzieci, oferował warsztaty we współpracy z "Rodzice bez obaw - Centrum dla kobiet w ciąży".
Najpierw chciałam zapisać się na warsztaty BLW (w skrócie - metoda rozszerzania diety dzieci, polegająca na tym, że dziecko spośród podanych rzeczy samo sobie wybiera co chce jeść - i w przypadku Łucji zawsze jest to brokuł lub kalafior :)), ale zajęcia się niestety nie odbyły. Polubiłam więc ich profil na fb i czekałam na kolejny termin.
W międzyczasie sprawdzałam, czy może poza tymi warsztatami mają coś innego do zaoferowania. Zainteresował mnie jeden komentarz, w którym padło pytanie czy w weekendy mogliby zorganizować jakieś zajęcia dla małych dzieci. Bardzo rzadko piszę komentarze, zwłaszcza pod postami napisanymi przez nieznane mi osoby, ale wtedy coś mnie tknęło i przyłączyłam się do grona proszących o takie zajęcia. I w kolejnym komentarzu "Rodzice bez obaw" obiecali zorganizować takie warsztaty.
Pierwsze spotkanie odbyło się w sobotę 15 listopada o godzinie 10.00. Przyjechaliśmy jako pierwsi i od razu spodobało się nam miejsce. Powitały nas dwie miłe panie, zaproponowały coś do picia, z czego chętnie skorzystaliśmy, bo wstaliśmy zbyt wcześnie i w domu nic nie wypiliśmy przed wyjściem. Po zdjęciu kurtek, weszliśmy na maty (Łucja zajęła się zabawkami w kącie) i czekaliśmy na resztę.
Łucji najbardziej podobały się duże piłki. Do tego stopnia, że Dominik obiecał, że wreszcie napompuje naszą, która od dwóch lat leży w kartonie :) |
Niedługo potem pojawili się pozostali uczestnicy warsztatów - kolejne dwie dziewczynki i dla równowagi dwóch chłopców. Z całego tego towarzystwa Łucka była najmłodsza i jedyna samodzielnie niechodząca, ale zupełnie nie przejmowała się tym faktem i raczkowała po całej sali w poszukiwaniu przygód.
Zajęcia podzielone były na dwie części - ruchową i manualną. Podczas pierwszej uczyliśmy się wierszyków, piosenek, które można wykorzystać podczas codziennych zabaw z dzieckiem. Łucji najbardziej spodobała się zabawa w kartofelka, trącanego noskiem przez prosiaczka (rodzica ;)), najmniej - w pociąg. W kolejnej części, dzieci miały rozwijać motorykę małą, poprzez zabawę z gliną. Łucja jednak głośno odmówiła wzięcia udziału w tej części, kiedy nie pozwoliłam jej spróbować materiału - w zamian wolała dalej spacerować po macie. Po chwili dołączyły do niej pozostałe dzieci, gdyż na koniec zaplanowano chwilę luźnej zabawy, czas dla dzieci i pierwsze próby poznania się wzajemnie, rodziców.
Zamiast w glinie, pogrzebię w zabawkach :) |
Co mi się podobało? Przede wszystkim fakt, że są takie warsztaty - dotąd widziałam propozycje dla dzieci starszych, minimum od 1,5 roku czy 2 lat. Ponadto propozycje zabaw, które chętnie wykorzystam w domu. A także miła atmosfera, która powoduje, że nie mogę doczekać się kolejnego spotkania.
A co podobało mi się mniej? Nie wszystkie zabawy były dopasowane do wieku dzieci. Rozumiem jednak, że wynikało to raczej z poszukiwań formuły. Nie ma podobnych zajęć dla małych dzieci w okolicy (przynajmniej takich nie znalazłam), więc te pewnie będą jeszcze chwilę dopasowywać się metodą prób i błędów do grupy docelowej. Wierzę jednak, że z każdego spotkania na spotkanie będzie lepiej. W każdym razie już nie mogę się doczekać kolejnych, za dwa tygodnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz