Każdy kto u nas był, wie że mamy świra na punkcie książek. Nie jest tak (niestety), że wszystkie widoczne na półkach woluminy zostały przez nas przeczytane, choć mamy takie mocne postanowienie. Jak by tak oszacować, to każde z nas przeczytało połowę posiadanych przez nas książek, ale zbiory te są mają tylko niewielką część wspólną, czyli przeczytane zostało 3/4 z dostępnych na naszych półkach lektur. Tyle statystyki.
Jak zaszłam w ciążę stało się dla mnie oczywiste, że powstanie kolejna półka - książki Łucji. Moje wrodzone poczucie kontroli uznało też, że dopóki dziecko nie zacznie się buntować, my będziemy wybierać jej lektury. Wiem jak to zabrzmiało. By jednak uprzedzić chęć wyłączenia strony i niedoczytania wpisu, wyjaśniam o co mi chodzi.
Każdy, kto kupuje książki dla swojego lub cudzego dziecka, dobrze wie, jak ciężko znaleźć coś wartościowego. Dlatego najlepszym sposobem jest zwrócenie się ku klasyce, książkom, które pamiętamy ze swojego dzieciństwa. Do głowy przychodzą więc takie nazwiska jak Julian Tuwim, Jan Brzechwa, Wanda Chotomska, Maria Konopnicka, Ewa Szelburg - Zarembina, Ludwik Jerzy Kern, Joanna Papuzińska. Lista niby gotowa, ale wystarczy zawędrować do działu dziecięcego dowolnej księgarni, by dowiedzieć się że to wcale nie jest takie proste. Klasyków wydaje prawie każde wydawnictwo, ale nie jest tak, że niezależnie co się chwyci, dostaje się porównywalny produkt.
Łucja wyspana, oczekuje na porcje zabawy i dobrej lektury |
Pierwszą barierą jest sposób wydania, a zwłaszcza część graficzna. Jak przegląda się dostępne na rynku książeczki, od razu widać, że co niektórzy wydawcy uznają, że odbiorca będzie totalnym analfabeta estetycznym i łyknie nawet najgorszą grafikę. Bo przecież książka to słowo, a rysunek jest tylko uzupełnieniem. A przecież rodzicowi powinno zależeć (mi zależy), by dziecko nie tylko poznawało najpopularniejsze teksty naszej kultury, ale i stykało się z ilustracjami, które będą od najmłodszych lat wzbudzać w dziecku poczucie estetyki. By odróżniało ładne od brzydkiego, kicz od rzeczy wartościowych i ciekawych. By potem po nocy nie wieszało na kolanie wyprodukowanego baneru na płocie odgradzającym tory kolejowe od drogi - któregoś dnia byłam świadkiem takiej sceny za oknem. Jedną z teorii, która mówi dlaczego w naszym kraju jest tak brzydko - buduje się bez ładu, wiesza się reklamy, bo jakoś trzeba się zareklamować i nie ściąga ich, jak po roku wiszą stargane wiatrem i deszczem resztki, jest właśnie brak wychowania estetycznego, macosze traktowanie wychowania plastycznego oraz zapewne, koszmarne zabawki, ilustracje i kreskówki.
Kolejnym aspektem, na który warto zwrócić uwagę, to wybór tekstów. Ja osobiście szukam moich ulubionych wierszy z dzieciństwa (ciekawe jest to, że jeszcze niedawno o niektórych zupełnie zapomniałam). W przypadku gdy nie znam tekstów, czytam je i zastanawiam się czy to, co napisał autor ma sens i czy na pewno chce to czytać Łucji. Nie interesują mnie utwory w których mama gotuje i się na niczym nie zna, córka jej pomaga, a tatuś z synkiem eksplorują świat. Chce przekazać Łucji poczucie, że będąc dziewczynką, potem kobietą nie jest skazana na bycie tłem dla świata mężczyzn. W tym aspekcie jest sporo do zrobienia, bo niestety ciągle książeczki dla dzieci mają wyraźny podział płciowy - dziewczynki marzą o byciu modelką czy piosenkarka, a chłopiec naukowcem czy prezydentem.
I na koniec - cena. No, niestety - te najlepiej wydane, z dobrze wybranym tekstem, ładnie złożone, na ogół na pięknym papierze, kosztują więcej. Myślę jednak, że lepiej kupić na raz jedną fajną i wartościową książkę, niż kilka, których lektura irytuje, kłuje w oczy koszmarnymi ilustracjami i ogólnie wywołuje nie najlepsze uczucia. Ja tak robię i jak dotąd dorobiłam się trzech (tylko) książek - szukanie zajmuje sporo czasu. Taka metoda skazuje też na kupowanie (lub choćby przeglądanie) na "żywo" w księgarni - internet oferuje na ogół podgląd okładki, ew. jednej-dwóch stron, więc ciężko wyrobić sobie zdanie o książce widocznej na ekranie komputera.
Żeby nie być gołosłowna, przedstawiam książki, które zakupiłam ostatnimi czasy dla Łucji. Pierwszą z nich są wiersze Juliana Tuwima, z ilustracjami Macieja Szymanowicza. Ta książka jest moim faworytem, jeśli chodzi o warstwę graficzną. Zresztą jak ogląda się inne prace p. Szymanowicza, odnosi się wrażenie, że taka będzie przyszłość ilustracji, nie tylko dla dzieci.
Fragment Lokomotywy z ilustracjami Macieja Szymanowicza - mój ulubiony, czytany często Łucji, co widać w prawym dolnym rogu (zagięcia wykonane ręką Dziabąga) |
Ten wierszyk zawsze otwiera mi się jako pierwszy, jak tylko sięgam po tę książkę. Stąd sentyment i prezentacja na blogu. |
Na koniec klasyka - wznowione wydanie Wierszy Jana Brzechwy, z ilustracjami Jana Marcina Szancera. Tą samą książkę czytałam w dzieciństwie, te same obrazki towarzyszyły podczas spotkań z Samochwałą i Sójką, co za morze wybrać się nie może. Cieszę się, że Łucja ma szansę sięgnąć po taką samą książkę, jaką ja pamiętam z mojego dzieciństwa.
Na tym przykładzie widać jak przez ostatnie dekady zmienił się sposób ilustrowania książek. Mam wrażenie, że kiedyś nie było podziału na grafikę dla dzieci i dorosłych, były po prostu ilustracje. |
ps. Zdjęcia wybranych stron zrobiłam moja komórką, na mojej kanapie. Linki prowadzą do stron wydawnictw opisanych książek oraz do stron, które prezentują większą liczbę prac opisanych przeze mnie ilustratorów.