Chodząc na spacery z Łucją, na ogół codziennie odprawiam ten sam rytuał - najpierw idę przez miasto, na początku deptaku włączam audiobook ("Narrenturm":) ), by ze słuchawkami w uszach dojść do parku. Jak dobrze pójdzie, to tuż przed bramą parku, mój Dziabąg zasypia, więc przed drugą częścią spaceru siadam na jednej z ławeczek i sprawdzam, co się dzieje na świecie. Niestety, wraz ze smartfonem i dużym pakietem danych, dorobiłam się uzależnienia od poczty elektronicznej, facebooka i wiadomości ze świata. Dlatego ta przerwa jest mi potrzebna, by nie stracić przez dwie godziny spaceru łączności ze światem. No i raz takie sprawdzanie newsów przypłaciłam gwałtownym skokiem ciśnienia i wściekłością, którą rozchodziłam dopiero po dwóch kolejnych godzinach bardzo szybkiego spaceru.
O co chodziło? Na facebooku, pod jedną z polubionych przeze mnie stron o macierzyństwie, rozgorzał spór na temat - czy cesarskie cięcie powinno być na życzenie. Krew wzburzyła mi wypowiedź jednej kobiety, która arbitralnie orzekła, że każda kobieta, która miała cesarkę na życzenie, a pewnie do tego jeszcze nie chciała karmić piersią (bo oczywiście to idzie w parze - sic!), nie powinna być matką, bo się do tego nie nadaje! Nie ważne dla autorki posta były uczucia, którymi matka obdarza swoje dziecko - bo przecież czynami im zaprzeczyła, ot - wyrodna matka. Po przeczytaniu tej wypowiedzi, pożałowałam, że włączyłam internet. Nigdy wcześniej, ani potem nie spacerowałam tak dziarsko po parku, zwiedzając coraz to nowe zakątki, a i tak by ochłonąć potrzebowałam jeszcze kilku dodatkowych godzin.
Dlaczego o tym piszę? Bo nie cierpię radykalizmów. Nie ma nic gorszego, jak mówienie innym, że ja wiem jak najlepiej żyć i kto się ze mną nie zgadza, jest głupi, zły, hołduje nie tej stronie co trzeba. Nie chcę się odnosić na tym blogu do sporów światopoglądowych, które obecne są w debacie publicznej, bo to nie to miejsce. Nie dlatego, że nie chcę ujawniać swoich poglądów (kto mnie zna, wie jakie są), ale dlatego, że pisanie publicystyczne mi nie wyszło, a pisanie o tematach około dziecięcych nawet idzie. A w tym przypadku chodzi właśnie o dyskusje, co jest najlepsze dla dziecka.
Blogi, fora i strony dla młodych rodziców wypełnione są wpisami ludzi, którzy "wiedzą lepiej". Z kategorycznymi wypowiedziami stykają się już kobiety w ciąży, potem jest tylko gorzej. Bardzo często (jak to bywa w polskim internecie) kolejne wpisy stają się coraz bardziej sarkastyczne, złośliwe, a nawet obraźliwe. Szukanie informacji w tym morzu frustracji często jest niemożliwe, a co więcej dołujące i wkurzające (jak moja przygoda na spacerze).
Jakie są najczęstsze fronty wojen między młodymi mamami (ojcowie rzadziej się wypowiadają)? W okresie ciąży to przede wszystkim dwa zagadnienia:
- poród naturalny czy ze znieczuleniem
- poród czy cesarskie cięcie
Potem, kiedy dziecko jest już na świecie i szuka się informacji, bardzo często pośrednio dostaje się obuchem, czytaj wypowiedzi na poniższe tematy:
- karmienie piersią a karmienie butelką
- czy jeść wszystko podczas karmienia piersią czy tylko produkty z restrykcyjnie krótkiej listy
- szczepić dziecko czy nie
- gotować samemu obiadki czy kupować słoiczki
- reagować od razu na płacz dziecka czy "nie dać się manipulować"
- zostać z dzieckiem w domu do czasu przedszkola czy wrócić do pracy
- jeśli już wróci się do pracy, oddać do żłobka czy zatrudnić nianię
W większości są to trudne tematy i nie ma jednoznacznej odpowiedzi, co jest lepsze (no, może poza szczepieniami - szczepić - koniecznie!). Różne są okoliczności, potrzeby, sytuacje i dlatego kategoryczne mówienie, że coś jest czarne lub białe, świadczy tylko o fanatyzmie osoby mówiącej. I braku wiary, że każda myśląca istota jest w stanie podjąć decyzję, najlepszą dla siebie i swojego dziecka. Cieszę się, że wokół mnie nie ma takich ludzi, co pozwala mi cieszyć się rodzicielstwem na mój sposób. A on często balansuje pomiędzy obiema stronami internetowego sporu.
To tyle na dzisiaj. W kolejnym wpisie znajdzie się miejsce nie tylko dla Łucji :) Póki co, dzisiejszy wpis kończę zdjęciem mojej śpiącej królewny (piszę późno, więc ilustracja dobrana została do pory). Zasnęła w samochodzie, podczas bawienia się zabawką :)
W nawiązaniu do formy porodu- nie rozumiem dlaczego u nas jeszcze pokutuje przekonanie, że jak poród to musi być tylko naturalny z obowiązkowym bólem!!! Bo to przecież taki wspaniały ból, istota macierzyństwa, którego matka nie zapomina do końca życia! Bzdury kompletne!! ( i w tym momencie moje ciśnienie też skoczyło do góry) Nie każdy jest masochistą albo cierpiętnikiem. Szkoda tylko, że w naszych szpitalach taka polityka jest wiecznie żywa :////
OdpowiedzUsuńPoród to temat rzeka. Czasem mam wrażenie, że promowanie bólu ma dwa korzenie - bo zawsze kobiety tak rodziły (no ok - ale w XXI wieku mamy środki przeciwbólowe, jakoś u dentysty nie ma z tym problemu, a przecież kiedyś też się na żywca wyrywało zęby - to też naturalna metoda ;) ). Drugą stroną jest brak pieniędzy w NFZ - za poród ze znieczuleniem i bez szpital dostaje tyle samo pieniędzy. Więc ekonomicznie im się opłaca nakłonić kobietę do porodu bez znieczulenia, bo inaczej trzeba opłacić anestezjologa, środki przeciwbólowe (bo płacić nie wolno - niezgodne jest to z konstytucją, zakwestionował to parę lat temu NIK). Kobieta i jej komfort są na szarym końcu.
Usuń